lip 16 2004

Zamieszczam moje 1 opowiadanie "Don Sotto...


Komentarze: 1

I jeszcze jedna uwaga - zamisast myslnikow sa kwadraty, ale to nie moja wina ;]

 

Prolog

 

W tym miejscu i o tej porze rozpoczyna się przygoda długa i męcząca przyjaciół dwóch: Don Sotto i Cyrateusza. Ciężka to będzie dla nich przeprawa, lecz wytrwali są ,do końca dotrą i wrócą jako bohaterowie do ojczyzny swej, Szczytu Świata. Szczyt Świata to góra ogromna, na niej mieszka Stwórca, Pan Wszechświata, razem ze swoim wiernym ludem. Pogoda tam zawsze jest piękna, a małe deszcze, które występują tam często, są pożyteczne – podlewają drzewa, które rosną wokół Sklepienia. Sklepienie – ogromny zamek to tkwiący w samym środku Szczytu Świata, zbudowany dla obrony przed potworami, które jakimś cudem czasami pustoszyły Resztę Świata. Nikt nie wiedział, jak te mroczne istoty potrafiły wydostać się ze Złej Ziemi i przepłynąć Ocean Wieczny. Być może pomagał im w tym Upiorny Statek, który od niedawna pustoszył wyspy zamieszkane przez ludzi. Przedstawienie świata zakończone, czas rozpocząć podróż przez Przeszłość, Teraźniejszość i Przyszłość, by odkryć trzon sporu dwóch potężnych rodów...

 

Don Sotto i Cyrateusz: w niepamieci

Była noc. Weszliśmy do dziwnego miasta. Wyglądało jak starożytne miasto egipskie. Weszliśmy, bo brama wjazdowa była otwarta. W środku, na dziedzińcu zobaczyliśmy kobietę, która zmieniała się w konia. W końcu Cyrateusz powiedział: ”Boże! Ona jest piękna jak promienie światła, które świeci nad nami za dnia!” Ona usłyszała słowa Cyrateusza.

Nie musicie się ukrywać – powiedziała – Chcecie się na mnie przejechać? Zgodziliśmy się. Po przejażdżce chcieliśmy wracać. Ów kobieta pokazała nam drogę wyjściową przez komnaty. Nagle, gdy przechodziliśmy przez zielono-złoty pokój zobaczyła całą naszą trójkę kobieta-koń w postaci człowieka. A kogóż my tu mamy? – zapytała podejrzliwie. Milczeliśmy, lecz po chwili tej nieznośnej ciszy dziewczyna w naszym towarzystwie odpowiedziała – Po prostu znajomi. A jak kawalerowie mają na imię? – spytała. Wyglądała na zaciekawioną naszym niespodziewanym i równie przypadkowym przybyciem. Ja jestem Don Sotto, a on Cyrateusz – odpowiedziałem. Widzę, że już chcecie opuścić nasz dwór. Pokażcie, w jakie konie się zmieniacie –odparła niegrzecznie. Jesteśmy zmęczeni podróżą, czy moglibyśmy to zrobić rano? Tak.

W nocy potajemnie wyszliśmy na dziedziniec i wzdychaliśmy.

No i klops! – powiedział Cyrateusz – Jak my im to coś pokażemy, skoro jesteśmy tylko zwykłymi ludźmi? To mało powiedziane – stwierdziłem.

Nasza znajoma niechcący podsłuchała rozmowę.

Jaki klops? – spytała. – Przecież nic się nie stało. Pokażecie tylko mojej mamie... Mamie?! – wykrzyknęliśmy jednocześnie. Tak – ciągnęła – Nie mówiłam wam? Człowieku... Znaczy się... Kobieto... Eee ... Koniu, my jesteśmy zwykłymi LUDŹMI! L-U-DŹ-M-I !!!!!!!!! –wykrzyknęliśmy. Dało to nieoczekiwany efekt: nasza pierwsza znajoma rozpłakała się i odeszła. My to jednak mamy szczęście...-powiedziałem. Teraz dwór wyglądał trochę inaczej, niż wtedy, kiedy widzieliśmy go za pierwszym razem – z niemal każdego okna bił blask świec. Ciekawe, dlaczego w prawie każdej komnacie są zapalone świece? Czy mieszkańcy dworu nie powinni już spać? Nie. Omawiają , co z nami zrobić. Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne. Może lepiej pomyślałbyś o ucieczce? Niby jak? Brama jest zamknięta, są przy niej strażnicy, a wyjściem przez komnaty nawet nie ma sensu uciekać, bo nikt nie śpi. Zaraz, zaraz! Mam pewien plan. Posłuchaj – musimy tylko pokazać, JAK zmieniamy się w konie. Wystarczy zrobić parę akrobacji i może dadzą się nabrać. I właśnie za to cię lubię!

Rano wyszliśmy na południe od dworu razem z jego królową i poddanymi, by pokazać, w jaki sposób zmieniamy się w konie. Cyrateusz zaczął: wsiadł na konia, zeskoczył z niego i z jego prędkością skakał, obracał się w powietrzu, a gdy spadał, odbijał się od ziemi raz rękoma, raz nogami. Kiedy był przed pobliską przepaścią, efektownie zatrzymał się i powiedział :”I właśnie teraz zmieniłbym się w konia”. Cały dwór, nie wspominając o królowej i poddanych był zachwycony. Chwilkę później pokaz rozpocząłem ja.

- Pokaż, na co cię stać, Don Sotto – pomyślałem i w tej samej chwili wyobraziłem sobie wiwatujące tłumy, zadowolone z pięknego pokazu. Wsiadłem na konia i pojechałem. Przez całe to skupianie się i myślenie o powodzeniu, zapomniałem, że mam zacząć. Gnałem przed siebie. Nie przejmowałem się wściekłą królową i dworem. To była jedna, jedyna okazja, by uciec. A co z Cyrateuszem? Zawsze był sprytny. Da sobie radę. Ostatni raz spojrzałem na znikający we mgle dwór i królową. Chciałem obwieścić całemu światu, że byłem wolny. Jechałem bardzo wąziutką dróżką, wokół której rósł wielokilometrowy pas kosodrzewin. W oddali dojrzałem jakiś cyrk. Byłem bezpieczny. Obława, która za mną goniła, już pewnie dała sobie spokój – składała się ona bowiem z potężnych goblinów, które poruszały się dość wolno. Nagle zobaczyłem ogromną postać blokującą mi całą drogę. To był goblin. Zdążyłem zobaczyć tylko, jak podniósł ogromne ramię i z całej siły uderzył konia, na którym jechałem. Straciłem przytomność. Następnego wieczoru obudziłem się równocześnie z Cyrateuszem w nocy, tym razem w klatce.

- Co jest, ucieczka się nie udała? – zapytał mnie złośliwie mój towarzysz.

Wiesz, czym to się mogło dla nas obu skończyć? Śmiercią! Gdybym nie ubłagał królowej, nie rozmawialibyśmy teraz. Z drugiej strony, czy w tym dworze jest jakaś sprawiedliwość? Zamknąć w klatce, dlatego, że nie chcieliśmy pokazać, w jaki sposób zmieniamy się w konie?! To jakaś paranoja! O drugiej ucieczce nawet nie myśl.

Nawet nie słuchałem Cyrateusza, tylko myślałem, w jaki sposób uciec z tej warowni. W pewnym momencie odezwałem się:

Mam plan. Dobry plan. Jest ryzykowny, ale kto nie ryzykuje, ten nie żyje. Mów. Najpierw poprosimy królową o wyjście do lasu...

Rano znów nam zaproponowano, że jeśli pokażemy, w jaki sposób zmieniamy się w konie, to będziemy wolni. Poprosiliśmy królową o pozwolenie na wyjście do lasu. Po krótkiej rozmowie wyszliśmy do lasku.

Ale nas wpakowałeś – powiedział ze złością Cyrateusz – “Dobrze, wybierzcie się do lasu, skoro musicie, ale macie wrócić przed zachodem słońca, inaczej czeka was marny los”. Ten las ciągnie się pewnie milami. Nie mamy najmniejszych szans ucieczki, jeśli twój plan się nie powiedzie. Nie chcę zgnić w tym dworze! Słuchaj – powiedziałem ze spokojem – znajdziemy jakiegoś Jednorożca, da nam moc zmieniania się w konie, wrócimy do dworu i uwolnią nas! Chciałbym, żeby to wszystko było takie proste.

Jednorożca szukaliśmy cały dzień. Niestety, bez efektów.

Chyba powinieneś zacząć uczyć się biegać- powiedział Cyrateusz – Zachód słońca niedługo zakończy nasze życie. Nie brzmi to zbyt dobrze.

Mój plan się nie powiódł – działo się tak zresztą prawie zawsze. Teraz pozostało mi tylko wymyślić coś sensownego, żeby ujść z życiem. Nagle zobaczyłem, jak pewna część widoku lasu zaczęła się jakby rozciągać, ukazując doskonale zamaskowanego jednorożca. Po chwili wyszedł z ukrycia i pokazał się w pełnej krasie.

- Jednorożcu – mówiłem delikatnie, spokojnie, by tego cudownego zwierzęcia nie spłoszyć. – To nie jest rozkaz, tylko prośba: daj nam moc zmieniania się w konie. Róg jednorożca zaczął się świecić coraz bardziej, aż jego blask oślepiał. Coś błysnęło, coś trzasnęło i zmieniliśmy się z Cyrateuszem w konie. Muszę dodać, że nie zmieniliśmy się w jakieś zwykłe, skromne koniki, tylko w magiczne połączenie Jednorożca z Pegazem, co dawało niesamowity efekt. Jednorożca nie było.

Jestem pod wrażeniem, Don Sotto! Wreszcie wymyśliłeś coś sensownego! Lećmy do dworu, nie mamy czasu do stracenia! -powiedział zachwycony C
yrateusz. Już sobie wyobrażam minę królowej... He, he...

Kilka chwil potem byliśmy już nad dworem. Wylądowaliśmy na dziedzińcu. Wszyscy byli zdumieni, a najwięcej chyba królowa. Dziewczyna, którą spotkaliśmy tuż po wejściu zaczęła się zmieniać. Po chwili przybrała postać połączenia Pegaza i Jednorożca. Wszyscy oniemieli.

Ha! Latać nie każdy potrafi! Za to być niesprawiedliwym chyba wszyscy potrafią! Twoje rządy nikogo nie zachwycają! Cyrateuszu, lećmy już stąd. Nie mam ochoty dłużej tu zostawać.
Racja, przyjacielu. Lećmy stąd. Zaczekajcie! – krzyknęła nasza pierwsza znajoma – Zaczekajcie na mnie! Popełniłam błąd. Pozwólcie mi go naprawić!

Tak oto przyłączyła się do nas owa dziewczyna, która nie była świadoma zła, jakie wyrządzała wszystkim jej matka. W ten sposób cała nasz trójka uciekła z miasta mimo złości całego dworu.

Bartłomiej

Mycyk

don_sotto : :
18 lipca 2004, 22:11
Fajne opowiadanie powinnienes wiecej ich tu zamieszczac bo mi sie nudzi wiec moge je cyztac pozdro

Dodaj komentarz